Kopiowanie amerykańskich rozgrywek
Bezpośrednie przenoszenie tego, co do tej pory sprawdziło się skutecznie w amerykańskich rozgrywkach ligowych na grunt europejski w skali 1:1 z pewnością nie może przynieść korzyści. Pierwszym z przykładów jest chociażby zastosowanie systemu play-off w tak szerokiej wersji, gdzie do głównych rozgrywek pucharowych o mistrzostwo kraju w danym sezonie przystępuje nawet do szesnastu uczestników. W europejskich ligach, gdzie środek tabeli absolutnie nie gwarantowałby już tak dobrych uczestników, oznaczałoby to dopuszczenie do play-offów bardzo przeciętnych graczy, a to na pewno nie podniosłoby poziomu rywalizacji. Amerykański system sprawdza się tam przede wszystkim dlatego, że ósmy po rundzie zasadniczej zespół nadal ma całkiem realne szanse na sprawienie niespodzianki i ogranie jednego lub nawet dwóch wyżej notowanych zespołów w drodze do finału konferencji, albo finału całej NBA.
Niewątpliwie wiele zależy więc od poziomu sportowego przeciętnych zespołów – w sporcie najważniejsze dla kibiców są te mecze, które niosą ze sobą jakieś emocje i na potyczkach osiemnastego i siedemnastego zespołu tabeli spotkać można przeważnie tylko najwierniejszych fanów z danego miasta. Media czy dziennikarze takimi wydarzeniami sportowymi w erze coraz większych zmian i dynamicznych transmisji telewizyjnych, po prostu się nie interesują. Zarabianie na takich meczach także jest raczej trudne i mało opłacalne, więc należy dążyć do zwiększenia liczby meczów między ścisłą czołówką – co uderzy w interesy klubów z mniejszych miast i sprawi, że wiele z nich będzie musiało się zamknąć. Albo trzeba znaleźć odpowiednią drogę strategicznego wspierania mniejszych i średnich zespołów, aby mogły one skutecznie niwelować przepaść sportową i finansową pomiędzy sobą, a największymi uczestnikami ligi.
Post Comment
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.